25 lat temu z inicjatywy 15-tu lekarzy została powołana do życia Sekcja Medycyny Estetycznej Polskiego Towarzystwa Lekarskiego, która później przekształciła się w Polskie Towarzystwo Medycyny Estetycznej i Anti-Aging. Obecnie organizacja ta zrzesza około 1700 członków. W grupie założycieli był jej obecny prezes doktor Andrzej Ignaciuk
Rynek estetyczny: – 25 lat… Który to był rok, kiedy wszystko się zaczęło?
Andrzej Ignaciuk: – To był październik 1993 roku. 15-tu lekarzy złożyło wniosek do Polskiego Towarzystwa Lekarskiego o powstanie Sekcji Medycyny Estetycznej. Wcale nie było łatwo. Było dosyć sceptyczne nastawienie środowiska medycznego.
– To początek transformacji. Jak wyglądały realia?
– Proszę przypomnieć sobie Polskę anno domini 1993. Takie pojęcie, jak medycyna estetyczna generalnie nie było znane. Kojarzyło się z usługami chirurgii estetycznej, które jednak w porównaniu z dniem dzisiejszym były w stanie szczątkowym. Poza tym estetyka to były kosmetyczki.
Nasz wniosek do PTL to była swego rodzaju rewolucja. Lekarze kojarzyli się z rzeczami ostatecznymi, żeby nie powiedzieć bolesnymi, czy krwawymi. Medycyna estetyczna była czymś zupełnie innym. Zwłaszcza w oczach starszych kolegów lekarzy przymiotnik “estetyczna” do medycyny nie pasował.
– Na początku lat dziewięćdziesiątych w Polsce to była chyba domena garstki ludzi…
– Pojawiały się pierwsze gabinety, jednak zajmujące się bardziej zaawansowaną kosmetyką. Przede wszystkim było w Polsce bardzo mało lekarzy, którzy zetknęli się z tą dziedziną.
Poza tym nie było chętnych na zabiegi, bo potencjalni odbiorcy po prostu nie spodziewali się, że medycyna w sferze estetyki może zaproponować coś innego od chirurgii i ewentualnie usunięcia wykwitu, czy zmiany na skórze. Nie można zbagatelizować też kwestii mocno ograniczonych zasobów ekonomicznych ówczesnego społeczeństwa.
Warto podkreślić, że od początku pasjonatom, którzy zakładali towarzystwo przyświecała idea nie tyle upiększania, co szerzej pojętego poprawiania jakości życia. Na to też ludzie nie byli gotowi. Na dodatek w gruncie rzeczy mieliśmy niewiele narzędzi żeby coś zrobić.
– Trudno sobie to teraz wyobrazić, że w estetyce lekarskiej nie było jeszcze np. wypełniaczy, kwasu hialuronowego…
– Oczywiście, że nie było. Za to był kolagen, jako wypełniacz, ale teraz już się go nie używa w takiej formie. Oprócz początków peelingów, oprócz mezoterapii, która już była i podobnie jak teraz cudów nie czyniła, oprócz pewnych zabiegów z wykorzystaniem dosyć dziwnej aparatury było niewiele. Zdaje sobie Pan sprawę, że stosowano sterylny papier ścierny do usuwania wierzchniej warstwy skóry, którą następnie traktowano peelingami.
– A słynna przeciwzmarszczkowa toksyna botulinowa?
– Nie było. Toksyna botulinowa pojawiła się w Polsce około 1997 roku. Ja po raz pierwszy zetknąłem, się z tym przełomowym preparatem w 1995 r. w Paryżu. Medycyna estetyczna początku lat 90-tych była czymś zagadkowym. Nie wszyscy traktowali ją serio.
Kiedyś zadzwoniłem do jednego z profesorów w jakiejś zawodowej sprawie, przedstawiłem się sekretarce, powiedziałem kim jestem, czym się zajmuję i słyszę, jak profesor z obawą we głosie się jej pyta: “To ten lekarz, co energetyzuje wodę?”. To były naprawdę trudne czasy.
– Teraz to się zmieniło. PTMEiAA zrzesza około 1700 osób. Na naukowy kongres organizowany rok do roku przez towarzystwo, który jest wydarzeniem na skalę europejską, ściąga regularnie z całej Polski i nie tylko bardzo wielu lekarzy…
– Niebo a ziemia. Na dwa tygodnie przed XVIII Międzynarodowym Kongresem Medycyny Estetycznej i Anti-Aging mieliśmy prawie 1000 lekarzy zapisanych na konferencję. Udział w części wystawowej zadeklarowało niemal 90 firm. Dostawiamy namiot do hotelu Hilton, bo nie wszyscy mogą się pomieścić. Pękają w szwach sale, w których prowadzone są warsztaty i wykłady. Spodziewamy się w sumie, razem z wykładowcami i wystawcami, prawie 1700 osób.
Żeby zorientować się, co się dzieje z medycyną estetyczną wystarczy wyjść na ulicę jakiegokolwiek miasta. To już nie musi być Warszawa, Kraków, Wrocław, Gdańsk, czy Lublin. Oczywiście dynamiczny rozwój, rodzi też poważne problemy, ale to już jest temat na inną rozmowę.
– Dziękuję za spotkanie.
Rozmawiał: Daniel Mieczkowski