W Wielkiej Brytanii spodziewane jest zaostrzenie regulacji dotyczących stosowania preparatów przeciwstarzeniowych takich jak np. botoks. Brytyjska Naczelna Rada Lekarska zdecydowała się na ten krok po alarmujących publikacjach BBC, z których wynika, że niedoprecyzowane przepisy, prowadzą do przepisywania i wstrzykiwania preparatów bez nadzoru, ani udziału lekarza. Także w Polsce środowiska lekarskie związane z estetyką medyczną zwracają uwagę na podobne zjawisko.
BBC odkryła niepokojące praktyki brytyjskich lekarzy, którzy bez osobistej konsultacji z pacjentami przepisywali duże ilości botoksu, cedując przez telefon lub internet na inne osoby wykonywanie zabiegów. Pobierali za to opłaty.
Niall Dickson, prezes Brytyjskiej Naczelnej Rady Lekarskiej (General Medical Council – GMC), podkreśla, że są poważne przesłanki do tego, żeby preparaty antystarzeniowe były dostępne jedynie na receptę. Według niego lekarz powinien konsultować pacjenta osobiście zanim wypisze receptę na takie medykamenty. Tłumaczy, że botoks to potencjalnie niebezpieczny lek, który może być wykorzystywany jedynie przez lekarzy lub pod ich nadzorem.
Zarabiał na receptach przez telefon
BBC informuje, że dr Mark Harrison, szef placówki Herley Aesthetics zbudował wręcz całą sieć, składającą się z setek pielęgniarek, które kontaktowały się z nim przez telefon komórkowy, żeby uzyskiwać recepty na preparaty przeciwstarzeniowe oraz swego rodzaju autoryzację zabiegów. Dr Harley, mimo, że większości pacjentów nie widział na oczy wypisywał recepty, głównie na botoks oraz udzielał współpracującym z nim osobom pozwoleń na wykonanie zabiegu. Za każdą autoryzacje iniekcji oraz receptę na preparat lekarz pobierał opłatę w wysokości 30 funtów.
BBC przypomina, że większość pielęgniarek w Wielkiej Brytanii nie ma kwalifikacji by legalnie wstrzykiwać leki bez nadzoru lekarskiego. Tymczasem dzięki luce w regulacjach oraz telefonom do dr Harrisona mogły to robić. Według brytyjskich przepisów pielęgniarki mogą wykonywać zabiegi po konsultacji telefonicznej, czy internetowej z lekarzem, jednak tylko w przypadkach zagrożenia zdrowia lub życia.
Z nagrań, których anonimowo dokonał dziennikarz BBC wynika, że dr Mark Harrison instruował dzwoniące do niego osoby, w jaki sposób można uzyskać recepty na botoks na nazwiska przyjaciół, czy członków rodziny, po czym stosować ten preparat do wykonywania zabiegów dowolnej osobie.
Dr Harrison zachęcał współpracujące z nim osoby, żeby jeśli nie byłyby w stanie skontaktować się z nim telefonicznie, wykonywały zabiegi, natomiast on po fakcie dostarczy receptę oraz udzieli pozwolenia na iniekcję. Harrison przekonuje, że od 2005 r. wykonał ponad 50 tys. konsultacji na odległość praktycznie bez żadnych szkód dla zdrowia pacjentów. Brytyjscy lekarze wątpią w zapewnienia Harrisona i wskazują, że takie praktyki mogą być niebezpieczne.
W Polsce “wolna amerykanka”
Środowiska lekarzy medycyny estetycznej i dermatologów estetycznych w Polsce od jakiegoś czasu zwracają uwagę na konieczność wprowadzenia uregulowań, dotyczących uprawnień do wykonywania zabiegów estetycznych. Na zjawisko wykonywania iniekcji przez kosmetyczki zwracał uwagę m in. dr Andrzej Ignaciuk, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Estetycznej i Anti-Aging.
Stowarzyszenie Lekarzy Dermatologów Estetycznych w oficjalnym stanowisku wskazywało, że jednym z najpoważniejszych zagrożeń dla pacjentów, korzystających z zabiegów estetycznych, jest obecnie częste wykonywanie zabiegów medycyny estetycznej przez osoby bez wystarczających kwalifikacji.
Barbara Walkiewicz-Cyrańska, prezes SLDE w rozmowie z portalem rynekestetyczny.pl tłumaczyła, że potrzebne byłoby wprowadzenie prawa, które zwiększyłoby bezpieczeństwo korzystania z usług medycyny estetycznej. Jej zdaniem jest coraz więcej gabinetów, w których zabiegi wykonują osoby bez wykształcenia medycznego. Według niej może to być niebezpieczne dla pacjentów. Cyrańska wyjaśniała, że potrzebne są uregulowania, które uporządkowałyby rynek medycyny estetycznej, na którym obecnie panuje „wolna amerykanka”.
Dr Andrzej Ignaciuk w rozmowie z portalem rynekestetyczny.pl zwracał uwagę na problem podobny do tego angielskiego. Jak mówił spotkał się sytuacjami, kiedy kosmetyczki mówią wprost, że wykonują zabiegi z zakresu medycyny estetycznej. Przyznają jednocześnie, że korzystają z preparatów, leków, wykorzystywanych w medycynie estetycznej dostępnych tylko na receptę, a przecież skądś te recepty się biorą.
Dr Ignaciuk poinformował jednocześnie, że po raz pierwszy doszło do porozumienia PTMEiAA, Polskiego Towarzystwa Chirurgii Plastycznej, Rekonstrukcyjnej i Estetycznej oraz SLDE w sprawie rozpoczęcia prac nad czymś, co można roboczo nazwać: Kodeksem Dobrych Praktyk Lekarskich w Estetyce.
Więcej na ten temat w wywiadzie portalu rynekestetyczny.pl z dr Andrzejem Ignaciukiem.
Czytaj – Dr Andrzej Ignaciuk: powstaje kodeks dobrych praktyk lekarskich w estetyce