Ginekologia estetyczna wciąż wzbudza kontrowersje a skuteczność jej metod bywa kwestionowana przez bardziej konserwatywne środowiska medyczne. Z drugiej strony zabiegi z tej dziedziny są poszukiwane przez kobiety. – Naszym głównym celem jest poprawa jakości życia naszych pacjentek – stwierdza prof. Tomasz Paszkowski, prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologii Estetycznej i Rekonstrukcyjnej (PTGEiR)
– Jako ludzie zajmujący się ginekologią estetyczną jesteśmy przedmiotem kontrowersji i dyskusji – przyznawał prof. Tomasz Paszkowski, zwracając się do uczestników II Międzynarodowego Kongresu Ginekologii Plastycznej i Estetycznej, który odbywał się w czerwcu b. r. w Warszawie.
Jak zauważył profesor część towarzystw ginekologicznych różnych krajów w tym Wielkiej Brytanii, czy USA z rezerwą odnosi się do metod, które stosowane są w estetyce. Dlatego – jego zdaniem – potrzebne jest z jednej strony zdefiniowanie celów ginekologii estetycznej, z drugiej umocowanie jej w ramach Evidence Based Medicine (Medycyny opartej na dowodach naukowych).
W opinii prof. Paszkowskiego głównym celem ginekologii estetycznej jest poprawa jakości życia pacjentek w różnych aspektach od funkcjonalnych do wsparcia samopostrzegania siebie, jako pięknej kobiety. Dlatego lekarz dąży do poprawy samooceny atrakcyjności zewnętrznych narządów płciowych kobiety a w kręgu jego zainteresowań jest m. in. korekcja poporodowych i pomenopauzalnych defektów funkcjonalnych, operacyjne leczenie wad wrodzonych w zakresie żeńskich narządów płciowych, czy naprawa szkód powstałych w wyniku innych zabiegów medycznych (np. w zakresie blizn pooperacyjnych, zrostów).
Mniej szamaństwa, więcej medycyny
Według prof. Tomasza Paszkowskiego podstawowym wyzwaniem, stojącym przed ginekologią estetyczną jest umocowanie tej dyscypliny w ramach Evidence Based Medicine. – Każdy z nas robi pewne procedury zgodnie z własnym doświadczeniem i twierdzi, że robi to najlepiej. To jest normalne, ja też tak twierdzę. Jednak w wielu przypadkach brakuje dowodów naukowych na skuteczność zabiegów – tłumaczył profesor i dodawał, że nie oznacza to ich bezużyteczności, jednak naukowe badania wielu procedur są pilnie potrzebne.
– Chodzi m. in. o to, żeby wykluczyć z użycia procedury o niepotwierdzonej skuteczności – podkreślał. – Potrzebujemy zdecydowanie mniej szamaństwa a więcej medycyny – stwierdził.
Według niego słabość ginekologii estetycznej polega np. na tym, że oferuje pewne procedury, zapowiadając, poprawę jakości życia seksualnego. Tymczasem jest to jeden z obszarów, w którym brakuje przekonującego potwierdzenia naukowego.
Przyznał, że trudno w tej kwestii nie przyznać po części racji stanowisku kanadyjskiego towarzystwa ginekologicznego, które brzmi: „Nie ma wystarczającej ilości danych, które wskazywałyby na poprawę jakości życia seksualnego po zabiegu z zakresu ginekologii estetycznej. Lekarze przeprowadzający takie zabiegi nie powinni promować ich jako poprawiających funkcje seksualne. Nie zalecane jest reklamowanie zabiegów z tego zakresu”.
– To można badać, są naukowe narzędzia, dzięki którym jesteśmy w stanie zweryfikować poziom poprawy jakości życia seksualnego – przekonywał prof. Paszkowski.
Zorientowani na pacjenta
Wymienił też kolejne ważne wyzwanie, stojące przed ginekologią estetyczną: – Powinna być zorientowana na pacjenta – podkreślał. Jego zdaniem obecnie ta dziedzina ma zbyt komercyjny charakter i zbyt często jest traktowana przez niekompetentne osoby tylko jako sposób na zarobienie paru złotych….
Chcesz wiedzieć więcej? Cały artykuł nt. ginekologii estetycznej i wiele innych ciekawych tekstów nt. zabiegów medycyny estetycznej do przeczytania w numerze „Rynku estetycznego”.
Zapraszamy do PRENUMERATY
lub do EMPIKu