O początkach medycyny estetycznej, o tym jak rodzi się pasja oraz jak pracuje się nad innowacyjnym preparatem rozmawiamy z dr n. med. Rossaną Castellaną, dyrektorem naukowym firmy GPQ z Triestu, koordynatorem naukowym i trenerem w zakresie stosowania wyrobów medycznych w estetyce lekarskiej. – Któregoś dnia siedziałam przy biurku i po raz setny analizowałam problem: w jaki sposób dostosować mocne peelingi do współczesnych oczekiwań – opowiada w rozmowie z „Rynkiem estetycznym” dr Castellana.
Rynek estetyczny: – Pani Doktor, skąd pomysł, żeby zająć się medycyną estetyczną?
Rossana Castellana: – Jestem lekarzem, mam specjalizację w dziedzinie dermatologii. Przez długi czas byłam we Włoszech wykładowcą uniwersyteckim na wydziale kosmetologii Uniwersytetu w Trieście. W zasadzie od 1978 r., kiedy tylko uzyskałam dyplom lekarski zaczęłam interesować się medycyną estetyczną. Można powiedzieć, że to moja pasja od zawsze.
Jeszcze w czasie, kiedy zaczynałam karierę bardzo wielu pacjentów prosiło lekarzy, takich jak ja – dermatologów – o porady w jaki sposób dobrze się starzeć, jak pozbyć się pewnych defektów estetycznych. W tamtym czasie nasi profesorowie uniwersyteccy wstydzili się udzielać takich porad, ponieważ uważali, że być może jest to bardziej domena kosmetyczki.
Powoli jednak wszyscy zaczęli rozumieć, że pacjent, który prosi o poradę lekarza potrzebuje czegoś więcej niż to, co może uzyskać w salonie piękności. Jednocześnie taka osoba na ogół nie jest przygotowana na mocne interwencje np. chirurgiczne.
Medycyna estetyczna zaczynała się od małych rzeczy, małych problemów takich jak np. pozbycie się pajączków na nogach. Ze względu na potrzeby zgłaszane przez pacjentów powstał na moim uniwersytecie w Trieście wydział kosmetologii, który został mi powierzony wiele lat temu.
– Jak doszło do tego, że zajęła się Pani peelingami chemicznymi?
– Jeżeli chodzi o stosowanie formuł chemicznych w medycynie, to wykorzystywane są one właściwie od XIX wieku. Peelingi chemiczne np. fenolowe były bardzo szeroko wykorzystywane w celu leczenia poważnych urazów w czasie wojny. To jest tradycja medyczna, z której ja się wywodzę.
Przed laty nie mieliśmy do dyspozycji ani tak zaawansowanego jak obecnie sprzętu laserowego, ani wypełniaczy. To co starałam się zrobić, kierując wydziałem kosmetologii, to reaktywować peelingi chemiczne. Bardzo duży tych peelingów udało nam się wykonać. Były to na ogół mocne formuły. Pacjenci, którzy się poddawali tym zabiegom, byli zmotywowani, byli w stanie siedzieć nawet kilka tygodni w domu, aby odbyć pełną rekonwalescencję. Pierwsze lasery również były bardzo agresywne. W zasadzie pacjent nawet do dwóch miesięcy pozostawał ze znacznym obrzękiem na twarzy. Mimo to byli chętnie na te metody.
Oczywiście w miarę rozwoju medycyna estetyczna podążała za potrzebami pacjentów, którzy byli coraz bardziej aktywni społecznie, coraz więcej pracowali zawodowo i mogli sobie pozwolić na poświęcenie coraz mniejszej ilości czasu na rekonwalescencję pozabiegową. Podobnie jak technologie laserowe z bardzo agresywnych ewoluowały z czasem w kierunku małoinwazyjnych procedur, tak i peelingi przechodziły taką przemianę.
W momencie zastosowania alfahydroksykwasu, kwasu glikolowego zaczęły być coraz mniej inwazyjne i przyjazne pacjentom. W przypadku peelingów bardzo wiele się zmieniło po odkryciu możliwości kwasu glikolowego. Wykorzystanie tej substancji otworzyło nowe możliwości w medycynie estetycznej.
Moje obserwacje zaczęły się od analizowania działania tych bardzo mocnych peelingów, które wykonywaliśmy na samym początku, jeszcze w latach 80-tych, które dawały ciekawe efekty odmłodzenia skóry. Wydawało mi się, że ten efekt odmłodzenia skóry, to nie tylko rezultat odbudowy tkanki. Z czasem dostosowując metody do nowych oczekiwań, które pacjenci mieli wobec medycyny estetycznej, zastanawiałam się, jak osłabić kwas TCA w peelingu, zachowując jego działanie odmładzające.
– Jaki był wynik tych doświadczeń i rozważań?
– Idea nowej formuły chemicznej PRX-T33 powstała, kiedy któregoś dnia siedziałam przy biurku i po raz setny analizowałam problem – w jaki sposób dostosować mocne peelingi do współczesnych oczekiwań. Miałam olśnienie. Moje długie przemyślenia, wieloletnie doświadczenia z mocnymi peelingami i tymi słabszymi opartymi na kwasie glikolowym zaowocowały ideą nowej formuły. Nie bez znaczenia były tu moje doświadczenia naukowe z wydziału kosmetologii wyższej uczelni we Włoszech.
Postanowiłam połączyć substancje aktywne. Chodzi o to, żeby mocny kwas TCA penetrował skórę, przy jednoczesnym zminimalizowaniu efektów ubocznych jego zastosowania. Do tej pory nie udało się połączyć kwasu TCA, tak żeby umożliwić penetrację dwóch substancji. Mi udało się połączyć go z wodą utlenioną.
Wiemy, że woda utleniona, którą znamy z zastosowania przy opatrywaniu ran, nie penetruje, ale zatrzymuje się na powierzchni. Natomiast okazuje się, że woda utleniona pełni w moim produkcie równie ważną rolę, jak kwas TCA, ponieważ ma działanie odmładzające. Wykorzystanie bardzo niskiego stężenia wody utlenionej w połączeniu z kwasem TCA pozwala na wprowadzenie do skóry wody utlenionej.
– Jakie to daje efekty?
– Jesteśmy w stanie stymulować regenerację skóry za pomocą peelingu. W grę wchodzi nie tylko efekt odmłodzenia skóry, czyli efekt czysto estetyczny. Uzyskaliśmy też przy okazji ważne narzędzie pomagające w gojeniu i niwelowaniu blizn. Szczególnie jeśli chodzi o blizny zanikowe, takie jak potrądzikowe, blizny po ospie, blizny pourazowe. Jesteśmy w stanie uzyskać znaczące ich wypłycenie. Podobnie dobre wyniki uzyskuję w przypadku rozstępów.
Z moich własnych doświadczeń i badań z tym nowym zabiegiem na bazie TCA wynika, że może to być procedura wzmacniająca efekty innych zabiegów medycyny estetycznej. Przykładowo zabieg PRX-T33 wykonany przed mezoterapią, czy nieablacyjnym laserem frakcyjnym wzmocni ostateczny efekt. Dzieje się tak, ponieważ przygotowuje on tkanki aktywując większą liczbę receptorów komórkowych na działanie np. substancji odżywczej, która podana będzie później.
– Czy są badania, które potwierdzają efekty uzyskiwane tą nową metodą?
– To połączenie kwasu TCA z nisko stężoną wodą utlenioną jest chemiczną formułą opatentowaną od 2006 r. Kiedy na początku myślałam o połączeniu tych dwóch substancji, widziałam efekty ich zastosowania, jednak mechanizm działania zrozumiałam później. Przygotowanie tej formuły zajęło mi 10 lat pracy, obserwacji i badań.
Uważam, że moim największym osiągnięciem jest wykorzystanie fantastycznych właściwości kwasu TCA, przy jednoczesnej redukcji efektów ubocznych i czasu rekonwalescencji. Napotkałam w literaturze naukowej badania japońskie z 2012 r., które potwierdzają moje doświadczenia dotyczące efektów i mechanizmów działania.
We Włoszech moją formułę uznano za jedno z ciekawszych odkryć ostatnich lat w medycynie estetycznej. Obecnie jestem bardzo zajętą osobą, ponieważ poproszono mnie o bardzo wiele wykładów na całym świecie. Ważne jest to, że zabieg jest prosty dla lekarza i nieuciążliwy dla pacjenta. Pacjent po zabiegu wychodzi, można powiedzieć, nieuszkodzony. Może iść wieczorem na przyjęcie, może wrócić do pracy. Występuje jedynie lekki obrzęk, który jest efektem silnego nawilżenia tkanek dającego wrażenie jędrności i wypełnienia płytkich zmarszczek.
– Czyli pacjent wychodzi z gabinetu bez żadnych wyraźnych oznak wykonania zabiegu?
– Wręcz przeciwnie. Wygląda lepiej. Jest natychmiastowy efekt nawilżenia skóry i lekki obrzęk. Natomiast nie ma zaczerwienienia skóry, pacjent nie jest spuchnięty. Może wrócić do normalnego życia.
– Efekty estetyczne, o których Pani wspominała, regeneracja skóry, wypłycenie zmarszczek pojawiają się od razu, czy trzeba na nie trochę poczekać?
– Bezpośrednio po zabiegu widać efekt w postaci bardziej gładkiej, świetlistej skóry, czyli jak po standartowym peelingu. Uzyskujemy też efekt nawilżenia, przekładający się na delikatnie zwiększoną jędrność, lekkie wypełnienie, które utrzymuje się przez jeden do dwóch dni.
Biostymulacja skóry zaczyna się po pierwszym zabiegu. Jednak, żeby efekt rewitalizacji skóry był stabilny, trzeba wykonać serię około 3 do 5 zabiegów w tygodniowych odstępach. Wówczas można liczyć na stabilny efekt odmłodzenia, utrzymujący się przez kilka miesięcy. Później potrzebne są zabiegi przypominające.
– Zabiegi z dosyć mocnym kwasem TCA są na ogół obarczone ryzykiem powikłań. Jakie są zagrożenia w przypadku tego nowego zabiegu?
– W przypadku mojej nowej formuły nie ma tak wysokiego ryzyka zabiegowego, jak przy klasycznych peelingach TCA, które znamy. Mamy we Włoszech za sobą około 100 tys. wykonanych zabiegów z tą nową formułą. Mieliśmy około 10-20 przypadków nietypowego zaczerwienienia skóry.
Były to zazwyczaj przypadki, kiedy peeling został nałożony na skórę w jakiś sposób podrażnioną, w której obecne były różnego rodzaju zmiany, stany zapalne, które wymagały wcześniejszego leczenia. Natomiast nie spotkaliśmy się z efektami ubocznymi, które w sposób poważny i trwały zagrażałyby pacjentom.
To co może wystąpić jako efekt uboczny po zabiegu, to jest lekkie łuszczenie się skóry, kiedy pacjent nie stosuje się do procedury pozabiegowej w domu. Przykładowo nie nakłada kremu nawilżającego. Wówczas skóra, która jest przesuszona może być narażona na różnego rodzaju urazy, ponieważ po zabiegu film hydrolipidowy jest zdjęty ze skóry.
Ponieważ zabieg usuwa stary film hydrolipidowy, ten krem pozabiegowy jest niezbędny. Naszą rolą jest też to, aby pacjenta o tym poinformować.
Dziękuję za rozmowę