Agnieszce N., kosmetolog, która w prowizorycznym gabinecie wykonała zabieg przy użyciu nieznanego pochodzenia nici i wypełniacza, poznańska prokuratura postawiła zarzuty spowodowania obrażeń ciała i sprowadzenia zagrożenia dla zdrowia i życia. Prokurator nakazał oskarżonej powstrzymanie się od “prowadzenia działalności związanej z kosmetologią”
Jak informuje portal Wyborcza.pl nieszczęśliwy zabieg miał miejsce we wrześniu 2018 r. Kobieta liczyła na wyszczuplenie twarzy przed zagraniczną wycieczką. Skusiła ją bardzo niska cena usługi oferowanej w Poznaniu przez Agnieszkę N.
Z relacji poszkodowanej wynika, że zabieg wykonywany był w mieszczącym się na piętrze bliźniaka na poznańskim Junikowie lokum, które kosmetolog nazywała kliniką. Przed zabiegiem bliżej nieokreślone asystentki podały klientce gabinetu znieczulenie dentystyczne, co – jak zauważa Wyborcza.pl – już samo w sobie mogło być czynnością nielegalną.
Agnieszka N. zaimplantowała w twarz kobiety jedenaście nici, które nazywała “hakami”. Było to bardzo bolesne i nie przyniosło oczekiwanego rezultatu wyszczuplenia twarzy. W związku z tym kosmetolog postanowiła poprawić efekt podając dodatkowo wypełniacz w brodę. Do dziś (23.03) nie ustalono jeszcze jaką substancję wówczas podano.
Opłakane skutki
Kilka dni po zabiegu nici włożone w skórę twarzy zerwały się, pojawił się stan zapalny i 40-stopniowa gorączka – relacjonuje Wyborcza.pl. Mimo tego kosmetolożka zapewniała kobietę, że ból zniknie, a twarz można posmarować altacetem.
Po wielu perturbacjach pechowa klientka trafiła do renomowanego poznańskiego chirurga Waldemara Jankowiaka, który ma wieloletnie doświadczenie zarówno w wykonywaniu zabiegów z zakresu medycyny estetycznej, jak i leczeniu powikłań po zabiegach wykonywanych przez nieodpowiedzialne i nieuprawnione osoby. Według jego oceny w obrębie wstrzykniętego implantu zaczęły rozwijać się bakterie i powstał dużych rozmiarów ropień.
– Gdyby zakażona krew dostała się do zatok jamistych mózgu, a bakterie by się tam rozwijały, to mogłoby się to skończyć ciężkimi zaburzeniami neurologicznymi – tłumaczył doktor Waldemar Jankowiak w rozmowie z dziennikarzem Wyborcza.pl. Jego zdaniem także zabieg zaimplantowania nici w twarz był szkodliwy i źle wykonany.
Oczekiwanie na zarzuty
Jak podaje Wyborcza.pl od zabiegu minęło około 1,5 r. a twarz kobiety nadal jest oszpecona, odczuwa ona ból a część brody jest sztywna. Kobieta zgłosiła sprawę na policji, jednak śledztwo ciągnęło się długo m. in. dlatego, że prokuratura miała trudności z odnalezieniem Agnieszki N., która kilkakrotnie nie stawiła się na przesłuchanie. Ostatecznie oskarżona sama zgłosiła się do prokuratury.
Jak informował w portalu Wyborcza.pl Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, biegli stwierdzili, że kosmetolożka nieprawidłowo wykonała zabieg. Postawiono jej zarzuty: spowodowania obrażeń ciała i sprowadzenia zagrożenia dla zdrowia i życia a prokurator zastosował dozór policyjny i nakazał powstrzymanie się od “prowadzenia działalności związanej z kosmetologią”.
Wyrok za usta
Nie tak dawno, bo w ostatnim kwartale zeszłego roku, w magazynie „Rynek estetyczny” opisywaliśmy podobną sprawę. Na początku września 2020 r. w Sądzie Rejonowym w Pile zapadł wyrok w sprawie Agnieszki N., właścicielki salonu kosmetycznego, pochodzącej z Poznania.
Jej pracownica Milena S. doprowadziła do powikłań, związanych z zabiegiem powiększania ust preparatem na bazie kwasu hialuronowego, który nie był zarejestrowany w naszym kraju, ani nawet nie był opatrzony ulotką w języku polskim. O całej sytuacji napisał Głos Wielkopolski.
Z relacji gazety wynikało, że w lipcu 2017 r. poszkodowana kobieta uległa namowom koleżanki, aby powiększyć sobie usta w gabinecie kosmetycznym należącym do Agnieszki N., zlokalizowanym w Pile. Zabieg wykonała pracownica zakładu – Milena S.
Jak się później okazało w toku prokuratorskiego śledztwa, użyła ona preparatu, który w ogóle nie został dopuszczony do obrotu na rynku europejskim. Śledczy ustalili, że rzekomy certyfikat wystawiony przez czeską firmę nostryfikującą został sfałszowany. Obie oskarżone tłumaczyły się, że nie miały świadomości tego fałszerstwa i też zostały oszukane. Podobnie tłumaczył się hurtownik, który ściągnął produkt do Polski.
Zabieg z grzywną w finale
Po potraktowaniu ust podejrzanym preparatem, te zaczęły puchnąć i dało się wyczuć w nich guzek. Poszkodowana zeznała w sądzie, że nie mogła jeść, nie mogła mówić i czuła się tak, jakby usta miały jej wybuchnąć. Skończyło się wizytami u lekarzy specjalistów i farmakologiczną terapią. Problemy ciągnęły się miesiącami.
Jak relacjonował Głos Wielkopolski w akcie oskarżenia przeciwko Agnieszce N. i Milenie S. znalazły się zarzuty nieumyślnego spowodowania rozstroju zdrowia, trwającego powyżej 7 dni w związku z wykonywanymi zabiegami powiększenia ust. Sędzia Kinga Sterczała, prowadząca sprawę, wytknęła kosmetolożce, że nie powinna używać produktu, który nie miał nawet ulotki w języku polskim.
Agnieszka N. przyznała się do winy i dobrowolnie poddała się karze. Milena S. nie przyznała się. Jej sprawę wyłączono do odrębnego postępowania. W efekcie 9 września w Sądzie Rejonowym w Pile zapadł wyrok w sprawie Agnieszki N. Sąd uznał ją winną i skazał na karę grzywny w wysokości 3,5 tys. zł. Obciążył ją także połową kosztów procesu.
Źródło: Wyborcza.pl, Głos Wielkopolski/rynekestetyczny.pl