Różne środowiska lekarskie zgodnie podkreślają, że zjawisko wykonywania zabiegów estetycznych przez osoby bez wykształcenia medycznego jest niepokojące i niebezpieczne dla pacjentów. Na dodatek, ze względu na brak precyzyjnych uregulowań prawnych, trudne do skontrolowania.
“Rynek Estetyczny” zapytał dr hab. n. med. Pawła Surowiaka, prof. Katedry i Zakładu Histologii i Embriologii AM we Wrocławiu oraz członka zarządu Polskiego Towarzystwa Medycyny Estetycznej i Anti-Aging (PTMEiAA), czy jego zdaniem rynek medycyny estetycznej w Polsce jest bezpieczny dla pacjenta.
– Jeżeli mówimy o rynku medycyny estetycznej to tak, jest bezpieczny – powiedział i szybko dodał: – Jednak jeżeli mówimy o zjawiskach, które się pojawiają, a które nie są już medycyną, to przestaje być bezpiecznie.
Paweł Surowiak zauważa, że coraz częściej osoby niewykwalifikowane, nie posiadające wykształcenia medycznego, stosują zabiegi medyczne. – Przykładowo iniekcje różnych substancji w celach estetycznych wykonują kosmetyczki. Spotkałem się z pielęgniarzem we Wrocławiu, który chwycił za strzykawkę. Fizjoterapeuci zaczynają też sięgać po procedury medyczne – wylicza profesor. Według niego wszyscy ci ludzie nie powinni wykonywać procedur medycznych.
Wielu lekarzy, zajmujących się medycyną estetyczną ma podobne spostrzeżenia. Dr Kinga Nicer, dermatolog, wiceprezes Stowarzyszenia Lekarzy Dermatologów Estetycznych (SLDE) w rozmowie z “Rynkiem Estetycznym” przekonywała, że rosnąca tzw. „szara strefa” przyczynia się do wzrostu liczby poważnych powikłań.
– Chcemy łączyć swoje siły ze środowiskiem lekarzy medycyny estetycznej w tej sprawie – powiedziała. Jej zdaniem problematyczna jest kwestia wykonywania zabiegów z zakresu estetyki lekarskiej przez osoby niepowołane. – Czyli kosmetyczki, kosmetologów, pielęgniarki i trudno powiedzieć kogo jeszcze – mówiła dr Nicer.
Według niej nie jest tajemnicą, że obecnie w większości gabinetów kosmetycznych odbywają się iniekcje z kwasu hialuronowego, czy toksyny botulinowej. – To jest niepokojące zjawisko – ostrzega wiceprezes SLDE i dodaje, że staje się ono powszechne.
Czytaj też wywiad z dr Kingą Nicer: Szara strefa medycyny estetycznej, czyli wstrzykiwanie u fryzjera
Tylko lekarze
– Zdaniem Polskiego Towarzystwa Medycyny Estetycznej i Anti-Aging zabiegi z zakresu medycyny estetycznej powinni wykonywać lekarze – stwierdza dr Andrzej Ignaciuk, prezes PTMEiAA. Podkreśla, że wszystkie zabiegi, które wiążą się z podawaniem substancji farmakologicznych, z wstrzykiwaniem preparatów, z przerywaniem ciągłości skóry, z działaniem falami elektromagnetycznymi, czy światłem laserowym powinny pozostawać w gestii lekarzy.
– Najogólniej mówiąc chodzi o zabiegi, które mają bezpośredni wpływ na tkankę, czy, tak jak w przypadku leków, na cały organizm – tłumaczy w rozmowie z “Rynkiem Estetycznym” dr Ignaciuk i przypomina, że działania takie, podejmowane przez niekompetentne osoby, mogą doprowadzić do wyrządzenia szkody pacjentowi. – Wiążą się z ryzykiem, dlatego muszą leżeć w kompetencji lekarzy, którzy będą świadomi ryzyka, będą mieli wiedzę o przeciwwskazaniach i możliwych efektach stosowanych procedur – wyjaśnia prezes PTMEiAA.
Jak zauważa, może się zdarzyć, że jakiś zabieg nie jest wykonywany przez lekarza, ale przez osobę z personelu pomocniczego, pod nadzorem lekarza i na jego odpowiedzialność. Zastrzega jednocześnie, że aby wykonywać jakiekolwiek procedury ingerujące w ludzki organizm, niezbędne jest zbadanie pacjenta, zebranie wywiadu, założenie karty, czyli podstawowej formy dokumentacji medycznej, określenie wskazań i przeciwwskazań, dobranie leku, czy terapii oraz odpowiednia reakcja w przypadku, gdyby pojawił się jakiś problem medyczny.
Podkreśla, że nawet jeżeli substancje wykorzystywane do zabiegów estetycznych nie są w oczywisty sposób lekami, zawsze konieczne jest posiadanie wiedzy medycznej chociażby na temat możliwości wystąpienia uczulenia, czy innych reakcji niepożądanych oraz posiadanie umiejętności radzenia sobie z takimi sytuacjami. – Co za tym idzie, wykonujący zabieg musi być lekarzem – stwierdza dr Andrzej Ignaciuk. Przyznaje jednocześnie, że uregulowania prawne nie są jasne w tym względzie.
Podobny dylemat ma także dr Paweł Surowiak, dr Kinga Nicer, czy dr Barbara Walkiewicz-Cyrańska, prezes SLDE. – Problem polega niestety na tym, że rzeczywiście nie spotkałem się z przepisami, które mogłyby w jasny sposób rynek medycyny estetycznej systematyzować – przyznaje dr Paweł Surowiak. – Pozostaje apelować do osób, które próbują się poddawać tego typu procedurom, żeby miały na to uwadze, że podawanie substancji w postaci iniekcji powinno być domeną medyczną – dodaje.
Dr Barbara Walkiewicz-Cyrańska podkreślała w rozmowie z “Rynkiem Estetycznym”, że kierowanemu przez nią Stowarzyszeniu zależy na unormowaniu spraw, dotyczących kompetencji zawodowych lekarzy dermatologów, lekarzy medycyny innych specjalności, stomatologów, kosmetologów i kosmetyczek. Według niej chodzi o jasny przekaz na temat możliwości i ograniczeń w zakresie wykonywania pewnych technik.
– Uregulowanie kompetencji i odpowiedzialności jest moim zdaniem jedyną drogą do uzdrowienia sytuacji na rynku usług estetycznych – uważa dr Walkiewicz-Cyrańska. Jej zdaniem regulacje dotyczące tego rynku w końcu powstaną, to jest tylko kwestia czasu.
– Miejmy nadzieję, że nie musi dojść do jakiejś tragedii, żeby decydenci zwrócili uwagę na ten obszar – zauważa prof. Paweł Surowiak.
Gdzie jest granica?
Większość ekspertów, których pytał „Rynek Estetyczny” uważa, że granicą, poza którą nie powinny ingerować osoby bez wykształcenia medycznego jest bariera skórno-naskórkowa.
– Uważam, że zabiegi, które przebiegają z naruszeniem ciągłości skóry powinny być wykonywane przez lekarza lub przynajmniej pod jego nadzorem – mówił nam wprost prof. Paweł Surowiak. Podobnie tą sprawę definiowała dr Barbara Walkiewicz-Cyrańska:
– Wszystkie procedury, które wiążą się z przekroczeniem granicy skórno-naskórkowej powinny już leżeć w kompetencjach lekarza medycyny. To co wiąże się z ingerencją w skórę właściwą, czy w tkankę podskórną powinno być w kompetencji lekarza medycyny – przekonywała w rozmowie z „Rynkiem Estetycznym”. Według niej przy tak zdefiniowanej granicy sporną kwestią mogłyby być procedury, które dzięki rozwiązaniom technologicznym, nie uszkadzając wierzchnich warstw skóry, działają głęboko. To dotyczy np. ultradźwięków, czy fal radiowych.
– W przypadku tego typu zabiegów wiele zależy od konstrukcji urządzeń. Głębokość ingerencji zależy od użytej w maszynach technologii. Takie sytuacje utrudniają jasne ustawienie granic, kiedy zabiegi może wykonywać kosmetyczka, kiedy kosmetolog, a kiedy lekarz. Jednak moim zdaniem trzeba znaleźć jakiś sposób na uregulowanie także tych kwestii – tłumaczyła prezes SLDE.
Zdaniem prof. Waldemara Placka, przewodniczącego Sekcji Dermatologii Estetycznej Polskiego Towarzystwa Dermatologicznego (SDE PTD) wystarczy ustalić, że peelingi dotyczące powierzchownych warstw naskórka, oraz zabiegi, które wykorzystują wchłanianie substancji przez skórę bez naruszania ciągłości tkanek należą do kompetencji kosmetyczki. Natomiast zabiegi, wymagające wprowadzenia leku pod skórę lub śródskórnie powinny być wykonywane przez lekarza, ewentualnie na zlecenie lekarza przez pielęgniarkę. – Przypominam, że pielęgniarka też nie ma prawa wykonywać zabiegów bez zlecenia lekarza – zastrzegał prof. Placek
Lekarze nie są bez winy
Dr Andrzej Ignaciuk przyznaje, że rosnący problem wykonywania medycznych zabiegów estetycznych nie powstał bez udziału samych lekarzy. (…)
Cały artykuł do przeczytania w najnowszym e-wydaniu „Rynku Estetycznego”. Pobierz e-wydanie: E-magazyn Rynku Estetycznego
zocha napisał:
a Panu zarozumiałemu Surowiakowi cos sie pomyliło pielęgniarka , fizjoterapeuta to jak najbardziej ludzie z wykształceniem medycznym i cżesto tytułem równoważnym do tytułu lek.med
zocha napisał:
A pondto zabiegi z zakresu medycyny estetycznej nie są świdczeniami zdrowotynymi tylko kosmetycznymi poprawiajacymi wygląd na żadanie pacjenta , a nie ze wskazań medycznych .
A ze lekarze nie umiejący się odnalezc w medycynie wola zarabiac kase w kosmetyce to juz inna sprawa
Ignac napisał:
Pan Zaroumialy Surowiak sam nie ma żadnej specjalizacji choc tytulow naukowych kilka a zachowuje sie tak jakby chciał sam wszystko trzymać w łapie. Lekarze tylko “certyfikowani” przez ich pseudotowarzystwo, kosmetolodzy wcale. Nie te czasy Panie Surowiak, nie te czasy. Nie macie monopolu na botox, na wypelniacze, na peelingi. I obyście nigdy nie mieli!najpierw zróbcie jakiekolwiek specjalizacje bo takowych nie macie, prawda. Hahaha!
aneta napisał:
Pan Surowiak ma specjalizacje także jesteś w bledzie.Nawet jakby nie miał to co?Lekarz nie ma obowiązku specjalizacji-jest wtedy lek. medycyny ogolnej (nie mylic z internista).
madzia napisał:
Kosmetolodzy na studiach mają przedmioty medyczne, znamy fizjologię i anatomię ciała i na dodatek potrafimy spojrzeć na pacjenta, na jego urodę i co zrobić żeby był jeszcze piękniejszy i zadowolony. Wiemy czego pacjent o nas oczekuje (to właśnie studiowałyśmy) i nie zaglądamy w jego “portfel” . My również chcemy uczestniczyć w Waszych kongresach, sympozjach! Chcemy być tak jak Wy na bieżąco a nie tylko kursy i długie paronastogodzinne śledzenie w samotności literatury zagranicznej, żeby cokolwiek się dowiedzieć! Boicie się nas bo jesteśmy bardzo ambitne! Nie dopuszczacie nas do niczego!